środa, 17 grudnia 2014

Rozdział III

Kobieta, otwierając drzwi powiedziała, że chwilę poczekamy. Powiedziała: „Kto wie? Może wrócą. A jeśli nie, to wrócisz spokojnie do domu.” Wpuściła mnie do środka, zostawiając otwarte drzwi. Usiadłam na swoim miejscu i patrzyłam jak nauczycielka stała w futrynie drzwi wypatrując mojej klasy. Jej niedoczekanie. Znam tę klasę od roku, a połowę nawet 4 lata, bo chodziliśmy razem do gimnazjum. Jak raz się zerwali, to już nie wrócą.




Po jakiś dziesięciu minutach, nauczycielka stwierdziła, że mnie puści, bo nie opłaca się czekać. Wzięłam torbę, wstałam z krzesła i poszłam w stronę drzwi. Nauczycielka poszła za mną. Gdy przekraczałam próg powiedziałam „Do widzenia” i poszłam w stronę szatni.
Szybko założyłam kurtkę i przebrałam buty. Wyszłam na dwór, a zimy podmuch wiatru przeszedł moje ciało. Pomimo kurtki poczułam, mróz panujący na zewnątrz. W tym momencie chciałam natychmiast dojść do ciepłego domu lub wrócić do równie ciepłej szkoły. Chociaż raczej wolałam to pierwsze, niż wrócić do szkoły.
Ruszyłam w stronę mojego domu, po chwili dopiero się ogarnęłam, że nie mam słuchawek na uszach. Jednak, gdy je wyjmowałam pojawił się przede mną Kai.
„A ten, czego ode mnie chce?” – Pomyślałam.
- Hej, Lena. – Powiedział z uśmiechem. Zauważyłam, że był już lekko zarumieniony, przez wszechobecny mróz.
- Czego, rzepie? – Wycedziłam przez zęby.
- Już nie można się przywitać z koleżanką z klasy?
- Nie. Poza tym widziałeś mnie rano.
- No i? W sumie nie powitałem cię wtedy. – Wyszczerzył się.
- Mi twoje powitanie nie jest potrzebne do szczęścia. Może innym pustym laluniom, które mają tonę tapety na twarzy tak, ale nie mi. - Chcąc iść już do domu, przeszłam koło niego.
- Dlaczego takim akurat jest potrzebne? – Obrócił się w moim kierunku.
- Zapewne teraz będziesz najprzystojniejszym chłopakiem w szkole, – spojrzałam na niego obojętnym wzrokiem  –  więc nawet jeśli się z nimi tylko przywitasz dla nich to i tak dużo. Będą czuć się piękne i zauważone, przez „najlepszego”.
W tym momencie nastała cisza. Westchnęłam i znów ruszyłam w kierunku domu. Nie miałam ochoty czekać, aż ten łaskawie się wysłowi. Miałam na dzień dzisiejszy dość szkoły i ludzi z niej. Na moje nieszczęście, brunet ruszył cztery litery, a najwyraźniej mieszkał w kierunku mojego domu.
- Czekaj! – Krzyknął brunet. Nawet mi się nie śniło, żeby stawać, ale po krótkiej chwili podbiegł do mnie. – Najwyraźniej kawałek się z tobą przejdę. – Pokazał mi po raz kolejny swoje kły.
- Przestań się tyle uśmiechać. Nie muszę, co pięć minut oglądać twoich zębów. – Powiedziałam podirytowana.
- Dobrze, dobrze. Spokojnie. – Nastała cisza. Nie chciałam jej za grosz przerywać. Jednak chłopak nie dał mi spokoju. – Dlaczego wszyscy się ciebie boją?
- Hm?
- Słyszałaś.
- Nie mówili ci? – Zerknęłam na niego kątem oka w pytającym geście.
- Nie. Znaczy chcieli, ale szybko zawołali ich znajomi i tak jakoś.
- A to pech. Ode mnie się nie dowiesz.
- Jeśli mi nie powiesz, to się nigdy ode mnie nie uwolnisz.
- Szantaż?
- Nie, informacja.
- Szantażysta.
- Informator. – Pokazał mi język.
- Ciekawskie stworzenie, które nie zna umiaru. Wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?
- Serio? Jakoś się nie boję.
- A powinieneś.
- Dopóki mi nie powiesz, o co się rozbiega, dopóty nie będę się bał.
- Pobiłam się z najsilniejszym chłopkiem w ostatniej gimnazjum, bo… Chciał mi coś zrobić. Wtedy nosiłam przy sobie nóż. I do teraz go noszę. Nieźle pokaleczyłam wtedy tamtego frajera, a ludzie zaczęli się mnie bać i nazywać Szatanem. Od tamtej pory zaczęłam się wkurzać, coraz częściej, a ludzie coraz bardziej się mnie bali… A raczej o swoje życie.
- Czemu życie?
- Ten, z którym się pobiłam, przez jakiś czas walczył o życie, bo trafiłam w jakieś tam punkty witalne.
- Przeżył?
- Tak, nie trafiłam w serce czy gdzieś żeby od razu umierał.
- Rozumiem.
- I co? Od jutra mam spokój?
- Nie. – Uśmiechnął się, jakby coś knuł.
- Co ty kombinujesz?
- Nic.
- Coś czuję, że źle się to skończy.
- Ranisz moje uczucia, wiesz?
- Jakoś nikt się nie przejmował tym, kiedy to raniono moje uczucia, więc czemu mam się teraz przejmować innymi?
- Wykaż trochę empatii! Znasz ten ból, to powinnaś się starać, aby inni go nie doznali w twoim otoczeniu.
- Człowiek, potrafi zniszczyć drugiego człowieka. Nieliczni pozostają tacy, jacy byli. Reszta już po prostu nie wytrzymuje w świecie pełnym leniwych idiotów, którzy wykorzystują innych, bo tak im wygodniej.
- Więc takie jest twoje rozumowanie. – Spojrzał w niebo.
- Raczej zdanie. Gdzie ty mieszkasz?
- Hm? – Spojrzał się na mnie pytająco.
- Idziesz ze mną cały czas… I niedługo dojdziemy do mojego domu, a więc…
- O, to może jesteśmy sąsiadami? – Przymknął oczy i wyszczerzył się.
- Zależy, na jakiej ulicy mieszkasz.
Resztę drogi przeszliśmy w ciszy. Zajęło nam to pięć minut. I na moje nieszczęście, on był moim nowym sąsiadem.
Zauważyłam, że nasi rodzice ze sobą rozmawiają, gdy się zorientowali, że idziemy, moi rodzice mieli trochę skwaszone miny na początku, ale później się uśmiechnęli… Jego zaś cały czas się śmiali.
- Nowość. – Powiedziała moja mama.
- To on się mnie uczepił, jak rzep psiego ogona, nie ja jego.
- Idzie się domyślić. – Uśmiechnęła się.
- Rozumiem, że nie często wracasz z kimś do domu. – Kai pokazał mi język.
- Po pierwsze, to od końca trzeciej klasy gimnazjum, to w ogóle z nikim nie wracałam czy przychodziłam do domu, po drugie wypad z tym jęzorem. – Popatrzyłam na niego wrogo.
- A tak swoją drogą, to, co tu robicie? Nie mieliście kończyć o wiele później? – Odezwała się matka chłopaka. Dopiero teraz się jej przypatrzyłam. Była wzrostu mojej matki, która jest dość niska. Blond. Uśmiech taki sam jak u syna. Nic więcej nie zwróciło mojej uwagi.
- Moja jakże kochana klasa, postanowiła zrobić sobie wagary, włączając w to pani syna. A, że ja, jako jedyna zostałam, to zwolniono mnie z ostatnich lekcji, bo by się nie opłacało robić tematów dla jednej osoby.
- Kai… - Podeszli do naszego grona, również nasi ojcowie. Ojcu chłopaka, chyba nie za bardzo podobał się pomysł urwania z lekcji, bo patrzył na niego z mordem w oczach.
- Co? Ja nic złego nie zrobiłem!
- Nie, wcale, a urwanie się z lekcji to wcale nic złego. – Przewróciłam oczy.
- No dobrze, nie kłóćcie się. Ledwie się poznaliście i już chcecie się kłócić? – Starała się uspokoić nas mama chłopaka.
- Tak, byleby mnie zostawił w spokoju.
- Lena… - Powiedział mój trochę podłamany ojciec.
- Co? Troszczę się o jego reputację.
- Ja bym się lepiej zaczął martwić o twoją. – Uśmiechnął się zadziornie.
- Sorry, zniszczyłam ją w ostatniej gimnazjum. Mojej już się nie da uratować.
- Negocjowałbym.
- Kochanie, powiedziałaś mu? – Spytała się moja mama.
- Liczyłam, że się odczepi. Marne nadzieje. Poza tym wcześniej czy później i tak by się dowiedział. – Wzruszyłam ramionami.
- I tak się cieszę, że dowiedziałem się tego od niej, niż od kogoś. – Uśmiechnął się.
- Hę? – Spojrzałam na niego pytająco.
- Twoja wersja jest prawdziwa. Od innych mogłaby inaczej wyglądać.
- Tak… Jakby ci opowiedzieli coś gorszego, nie miałabym nic przeciwko temu. Przynajmniej miałabym spokój.
- Nawet gdyby, ode mnie się tak łatwo nie uwolnisz. – Wyszczerzył się.
- Co ci gadałam o wyszczerzaniu się?
- „Nie muszę, co pięć minut oglądać twoich zębów”. – Na ten cytat, moi i jego rodzice zaczęli się śmiać.
- Z czego się śmiejecie? – Spytał zdezorientowany chłopak.
- Z… was... – Powiedział mój tata w przerwach na śmiech.
- No dzięki. – Naburmuszyłam się. – Ja idę do domu.
- Do zobaczenia jutro!
- Jutro sobota.
- No i? Przecież mieszkamy obok siebie!
- To nie znaczy, że mnie spotkasz! – Otworzyłam drzwi i weszłam do domu. Zdjęłam kurtkę i zmieniłam buty. Poszłam do siebie na górę, położyłam gdzieś torbę i rzuciłam się na łóżko. Zasnęłam.
***
Obudziłam się dopiero po siedemnastej, a raczej ktoś mnie obudził. Mama. Wstałam z łóżka i poszłam do kuchni.
- Obiadokolacja? – Spytałam wchodząc do pomieszczenia.
- Tak. – Uśmiechnęła się.
- Co wy się dzisiaj tak uśmiechacie?  - Spytałam z grymasem na twarzy.
- Ty też powinnaś od czasu do czasu.
- Nie, dzięki.
- Siadaj.
- Jedziecie gdzieś jutro? – Spojrzałam na mamę.
- Skąd wiesz?
- Każesz mi siadać przy stole, tylko wtedy, gdy na następny dzień gdzieś jedziecie. A tak, to zwykle siadam, jak już obiad jest na stole.
- Jedziemy w góry na dwa dni.
- Czyli chata wolna?
- Tak.
- Okay.
- Zawołaj tatę.
- Najpierw każesz mi siadać, a teraz każesz mi wołać tatę, co wiąże się ze wstaniem… No wiesz… - Wstałam z krzesła i poszłam poszukać ojca. Był w piwnicy. Jak zawsze. Powiedziałam mu o posiłku i wróciłam do kuchni.

Po pięciu minutach zaczęliśmy jeść. Moi rodzice rozmawiali, a ja nie miałam zbytniej ochoty. Szybko zjadłam i poszłam na górę. Znów położyłam się do łóżka i usnęłam. Tyle się tego dnia stało, że chciałam po prostu iść spać.

___________________________

Zapraszam do zakładki z bohaterami ^^


2 komentarze:

  1. Z jaaaaaaakiego anime jest ten słodziaśny gif?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I teraz nie wiem czy z: Hamatora The Animation czy Re:Hamatora xDD Tak, to ma dwa sezony ^^

      Usuń