Kobieta,
otwierając drzwi powiedziała, że chwilę poczekamy. Powiedziała: „Kto wie? Może
wrócą. A jeśli nie, to wrócisz spokojnie do domu.” Wpuściła mnie do środka,
zostawiając otwarte drzwi. Usiadłam na swoim miejscu i patrzyłam jak
nauczycielka stała w futrynie drzwi wypatrując mojej klasy. Jej niedoczekanie.
Znam tę klasę od roku, a połowę nawet 4 lata, bo chodziliśmy razem do
gimnazjum. Jak raz się zerwali, to już nie wrócą.
Po jakiś
dziesięciu minutach, nauczycielka stwierdziła, że mnie puści, bo nie opłaca się
czekać. Wzięłam torbę, wstałam z krzesła i poszłam w stronę drzwi. Nauczycielka
poszła za mną. Gdy przekraczałam próg powiedziałam „Do widzenia” i poszłam w
stronę szatni.
Szybko
założyłam kurtkę i przebrałam buty. Wyszłam na dwór, a zimy podmuch wiatru
przeszedł moje ciało. Pomimo kurtki poczułam, mróz panujący na zewnątrz. W tym
momencie chciałam natychmiast dojść do ciepłego domu lub wrócić do równie
ciepłej szkoły. Chociaż raczej wolałam to pierwsze, niż wrócić do szkoły.
Ruszyłam w
stronę mojego domu, po chwili dopiero się ogarnęłam, że nie mam słuchawek na
uszach. Jednak, gdy je wyjmowałam pojawił się przede mną Kai.
„A ten, czego
ode mnie chce?” – Pomyślałam.
- Hej, Lena. –
Powiedział z uśmiechem. Zauważyłam, że był już lekko zarumieniony, przez
wszechobecny mróz.
- Czego,
rzepie? – Wycedziłam przez zęby.
- Już nie
można się przywitać z koleżanką z klasy?
- Nie. Poza
tym widziałeś mnie rano.
- No i? W
sumie nie powitałem cię wtedy. – Wyszczerzył się.
- Mi twoje
powitanie nie jest potrzebne do szczęścia. Może innym pustym laluniom, które
mają tonę tapety na twarzy tak, ale nie mi. - Chcąc iść już do domu, przeszłam
koło niego.
- Dlaczego
takim akurat jest potrzebne? – Obrócił się w moim kierunku.
- Zapewne teraz
będziesz najprzystojniejszym chłopakiem w szkole, – spojrzałam na niego
obojętnym wzrokiem – więc nawet jeśli się z nimi tylko przywitasz
dla nich to i tak dużo. Będą czuć się piękne i zauważone, przez „najlepszego”.
W tym momencie
nastała cisza. Westchnęłam i znów ruszyłam w kierunku domu. Nie miałam ochoty
czekać, aż ten łaskawie się wysłowi. Miałam na dzień dzisiejszy dość szkoły i
ludzi z niej. Na moje nieszczęście, brunet ruszył cztery litery, a najwyraźniej
mieszkał w kierunku mojego domu.
- Czekaj! –
Krzyknął brunet. Nawet mi się nie śniło, żeby stawać, ale po krótkiej chwili
podbiegł do mnie. – Najwyraźniej kawałek się z tobą przejdę. – Pokazał mi po
raz kolejny swoje kły.
- Przestań się
tyle uśmiechać. Nie muszę, co pięć minut oglądać twoich zębów. – Powiedziałam
podirytowana.
- Dobrze,
dobrze. Spokojnie. – Nastała cisza. Nie chciałam jej za grosz przerywać. Jednak
chłopak nie dał mi spokoju. – Dlaczego wszyscy się ciebie boją?
- Hm?
- Słyszałaś.
- Nie mówili ci?
– Zerknęłam na niego kątem oka w pytającym geście.
- Nie. Znaczy
chcieli, ale szybko zawołali ich znajomi i tak jakoś.
- A to pech.
Ode mnie się nie dowiesz.
- Jeśli mi nie
powiesz, to się nigdy ode mnie nie uwolnisz.
- Szantaż?
- Nie,
informacja.
- Szantażysta.
- Informator. –
Pokazał mi język.
- Ciekawskie
stworzenie, które nie zna umiaru. Wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do
piekła?
- Serio? Jakoś
się nie boję.
- A powinieneś.
- Dopóki mi nie
powiesz, o co się rozbiega, dopóty nie będę się bał.
- Pobiłam się z
najsilniejszym chłopkiem w ostatniej gimnazjum, bo… Chciał mi coś zrobić. Wtedy
nosiłam przy sobie nóż. I do teraz go noszę. Nieźle pokaleczyłam wtedy tamtego
frajera, a ludzie zaczęli się mnie bać i nazywać Szatanem. Od tamtej pory
zaczęłam się wkurzać, coraz częściej, a ludzie coraz bardziej się mnie bali… A
raczej o swoje życie.
- Czemu życie?
- Ten, z którym
się pobiłam, przez jakiś czas walczył o życie, bo trafiłam w jakieś tam punkty
witalne.
- Przeżył?
- Tak, nie
trafiłam w serce czy gdzieś żeby od razu umierał.
- Rozumiem.
- I co? Od
jutra mam spokój?
- Nie. –
Uśmiechnął się, jakby coś knuł.
- Co ty
kombinujesz?
- Nic.
- Coś czuję, że
źle się to skończy.
- Ranisz moje
uczucia, wiesz?
- Jakoś nikt
się nie przejmował tym, kiedy to raniono moje uczucia, więc czemu mam się teraz
przejmować innymi?
- Wykaż trochę
empatii! Znasz ten ból, to powinnaś się starać, aby inni go nie doznali w twoim
otoczeniu.
- Człowiek,
potrafi zniszczyć drugiego człowieka. Nieliczni pozostają tacy, jacy byli. Reszta
już po prostu nie wytrzymuje w świecie pełnym leniwych idiotów, którzy
wykorzystują innych, bo tak im wygodniej.
- Więc takie
jest twoje rozumowanie. – Spojrzał w niebo.
- Raczej
zdanie. Gdzie ty mieszkasz?
- Hm? –
Spojrzał się na mnie pytająco.
- Idziesz ze
mną cały czas… I niedługo dojdziemy do mojego domu, a więc…
- O, to może
jesteśmy sąsiadami? – Przymknął oczy i wyszczerzył się.
- Zależy, na
jakiej ulicy mieszkasz.
Resztę drogi
przeszliśmy w ciszy. Zajęło nam to pięć minut. I na moje nieszczęście, on był
moim nowym sąsiadem.
Zauważyłam, że
nasi rodzice ze sobą rozmawiają, gdy się zorientowali, że idziemy, moi rodzice
mieli trochę skwaszone miny na początku, ale później się uśmiechnęli… Jego zaś
cały czas się śmiali.
- Nowość. –
Powiedziała moja mama.
- To on się
mnie uczepił, jak rzep psiego ogona, nie ja jego.
- Idzie się
domyślić. – Uśmiechnęła się.
- Rozumiem, że
nie często wracasz z kimś do domu. – Kai pokazał mi język.
- Po pierwsze,
to od końca trzeciej klasy gimnazjum, to w ogóle z nikim nie wracałam czy
przychodziłam do domu, po drugie wypad z tym jęzorem. – Popatrzyłam na niego
wrogo.
- A tak swoją
drogą, to, co tu robicie? Nie mieliście kończyć o wiele później? – Odezwała się
matka chłopaka. Dopiero teraz się jej przypatrzyłam. Była wzrostu mojej matki,
która jest dość niska. Blond. Uśmiech taki sam jak u syna. Nic więcej nie
zwróciło mojej uwagi.
- Moja jakże
kochana klasa, postanowiła zrobić sobie wagary, włączając w to pani syna. A, że
ja, jako jedyna zostałam, to zwolniono mnie z ostatnich lekcji, bo by się nie
opłacało robić tematów dla jednej osoby.
- Kai… -
Podeszli do naszego grona, również nasi ojcowie. Ojcu chłopaka, chyba nie za
bardzo podobał się pomysł urwania z lekcji, bo patrzył na niego z mordem w
oczach.
- Co? Ja nic
złego nie zrobiłem!
- Nie, wcale, a
urwanie się z lekcji to wcale nic złego. – Przewróciłam oczy.
- No dobrze,
nie kłóćcie się. Ledwie się poznaliście i już chcecie się kłócić? – Starała się
uspokoić nas mama chłopaka.
- Tak, byleby
mnie zostawił w spokoju.
- Lena… -
Powiedział mój trochę podłamany ojciec.
- Co? Troszczę
się o jego reputację.
- Ja bym się
lepiej zaczął martwić o twoją. – Uśmiechnął się zadziornie.
- Sorry,
zniszczyłam ją w ostatniej gimnazjum. Mojej już się nie da uratować.
-
Negocjowałbym.
- Kochanie,
powiedziałaś mu? – Spytała się moja mama.
- Liczyłam, że
się odczepi. Marne nadzieje. Poza tym wcześniej czy później i tak by się
dowiedział. – Wzruszyłam ramionami.
- I tak się
cieszę, że dowiedziałem się tego od niej, niż od kogoś. – Uśmiechnął się.
- Hę? –
Spojrzałam na niego pytająco.
- Twoja wersja
jest prawdziwa. Od innych mogłaby inaczej wyglądać.
- Tak… Jakby ci
opowiedzieli coś gorszego, nie miałabym nic przeciwko temu. Przynajmniej
miałabym spokój.
- Nawet gdyby,
ode mnie się tak łatwo nie uwolnisz. – Wyszczerzył się.
- Co ci gadałam
o wyszczerzaniu się?
- „Nie muszę,
co pięć minut oglądać twoich zębów”. – Na ten cytat, moi i jego rodzice zaczęli
się śmiać.
- Z czego się
śmiejecie? – Spytał zdezorientowany chłopak.
- Z… was... – Powiedział
mój tata w przerwach na śmiech.
- No dzięki. –
Naburmuszyłam się. – Ja idę do domu.
- Do zobaczenia
jutro!
- Jutro sobota.
- No i?
Przecież mieszkamy obok siebie!
- To nie
znaczy, że mnie spotkasz! – Otworzyłam drzwi i weszłam do domu. Zdjęłam kurtkę
i zmieniłam buty. Poszłam do siebie na górę, położyłam gdzieś torbę i rzuciłam
się na łóżko. Zasnęłam.
***
Obudziłam się
dopiero po siedemnastej, a raczej ktoś mnie obudził. Mama. Wstałam z łóżka i
poszłam do kuchni.
-
Obiadokolacja? – Spytałam wchodząc do pomieszczenia.
- Tak. –
Uśmiechnęła się.
- Co wy się
dzisiaj tak uśmiechacie? - Spytałam z
grymasem na twarzy.
- Ty też
powinnaś od czasu do czasu.
- Nie, dzięki.
- Siadaj.
- Jedziecie
gdzieś jutro? – Spojrzałam na mamę.
- Skąd wiesz?
- Każesz mi
siadać przy stole, tylko wtedy, gdy na następny dzień gdzieś jedziecie. A tak,
to zwykle siadam, jak już obiad jest na stole.
- Jedziemy w
góry na dwa dni.
- Czyli chata
wolna?
- Tak.
- Okay.
- Zawołaj tatę.
- Najpierw
każesz mi siadać, a teraz każesz mi wołać tatę, co wiąże się ze wstaniem… No
wiesz… - Wstałam z krzesła i poszłam poszukać ojca. Był w piwnicy. Jak zawsze.
Powiedziałam mu o posiłku i wróciłam do kuchni.
Po pięciu
minutach zaczęliśmy jeść. Moi rodzice rozmawiali, a ja nie miałam zbytniej
ochoty. Szybko zjadłam i poszłam na górę. Znów położyłam się do łóżka i
usnęłam. Tyle się tego dnia stało, że chciałam po prostu iść spać.
___________________________
Zapraszam do zakładki z bohaterami ^^
Z jaaaaaaakiego anime jest ten słodziaśny gif?
OdpowiedzUsuńI teraz nie wiem czy z: Hamatora The Animation czy Re:Hamatora xDD Tak, to ma dwa sezony ^^
Usuń